W brązowych miastach nie czekając na nic odkryłem nagle złote słoneczniki. Kwitły parami, snopami, bez liku na murach, na drzewach, na krzywej latarni. Zieleniały bruki okrywając liśćmi zakurzone buty starego policjanta. Wokół katedry szorstkie główki, wreszcie wieża zakwitła jasnożółtym słońcem. Wnet na ulicach powolnym tysiącem tłum dorożkarzy kłaniał się dostojnie. Kobiety ciepło pachnące herbatą niosły błyszczące, srebrne samowary. Czy pamiętasz? Czy pamiętasz? Grałaś wtedy na skrzypcach szarych, palce biegały. Szumią palce strugami bladych liści. Czy pamiętasz? Czy pamiętasz? Gałęziami, na pewno, nachylone nade mną szeleściły, dzwoniły stare drzewa. Sczerniało nagle niebo i powietrze. W ciemności mętnej diabelskie płomyki. Odeszło słońce i dorożkarze, gdy rozstrzelano ostatnie słoneczniki. Wyszliśmy z miasta z rękami w kieszeniach, palce pieszczące wczorajsze zwierzęta kamyki ostre zaciskają w dłoniach. Rozstajne drogi wybuchają kręte. Przygodne drzewa i wieczorne ptaki widziały twoje zachodzące oczy. Być może jeszcze odnajdę je kiedyś w siwym szarzeniu odchodzącej nocy. Wtedy popłyniemy starym parostatkiem w górę wielkiej rzeki, aż do samych jezior, tam, gdzie stygną złote, zanurzone słońca, tam daruję tobie ogromne kolczyki.
eeaaDHe a H e W brązowych miastach nie czekając na nic a H e odkryłem nagle złote słoneczniki. F e Kwitły parami, snopami, bez liku D a aDHe na murach, na drzewach, na krzywej latarni. a H e Zieleniały bruki okrywając liśćmi a H e zakurzone buty starego policjanta. F e Wokół katedry szorstkie główki, wreszcie D a aDHe wieża zakwitła jasnożółtym słońcem. a H e Wnet na ulicach powolnym tysiącem a H e tłum dorożkarzy kłaniał się dostojnie. F e Kobiety ciepło pachnące herbatą D a aDHe niosły błyszczące, srebrne samowary. e e Czy pamiętasz? Czy pamiętasz? e e Grałaś wtedy na skrzypcach e e szarych, palce biegały. e D Szumią palce strugami bladych liści. D H Czy pamiętasz? Czy pamiętasz? H Gałęziami, na pewno, H nachylone nade mną H e eaaDHe szeleściły, dzwoniły stare drzewa. a H e Sczerniało nagle niebo i powietrze. a H e W ciemności mętnej diabelskie płomyki. F e Odeszło słońce i dorożkarze, D a aDHe gdy rozstrzelano ostatnie słoneczniki. a H e Wyszliśmy z miasta z rękami w kieszeniach, a H e palce pieszczące wczorajsze zwierzęta F e kamyki ostre zaciskają w dłoniach. D a aDHe Rozstajne drogi wybuchają kręte. a H e Przygodne drzewa i wieczorne ptaki a H e widziały twoje zachodzące oczy. F e Być może jeszcze odnajdę je kiedyś D a aDHe w siwym szarzeniu odchodzącej nocy. e D Wtedy popłyniemy D e starym parostatkiem e D w górę wielkiej rzeki, D e aż do samych jezior, e D e tam, gdzie stygną złote, zanurzone słońca, e D e eaaDHe tam, daruję tobie ogromne kolczyki.
10, 1965