Choćby tysiąc lat minęło
nie zapomnę, jak i kiedy
po raz pierwszy usłyszałem
o istnieniu miasta Edo.
Była chyba wczesna wiosna,
gdy ktoś wstając od wieczerzy
ledwie głowę zdążył podnieść,
już o sufit nią uderzył.
Wszyscy nagle zobaczyli,
jak niewiele miejsca wokół,
jak się ściany zamykają,
jak malutkie w ścianie okno.
Ktoś powiedział: - W naszym domu
czuję , jakbym wciąż się dusił.
Kiedy sufit jest zbyt nisko
wtedy trzeba dom opuścić.
Popatrzyliśmy po sobie
i westchnienie wkrąg obiegło.
Ktoś zawołał z końca stołu:
- Trzeba wstać i iść do Edo.
Słońce wstało zagniewane
i wichura wyła wtedy,
kiedy w burzę przyodziani
wyruszaliśmy do Edo.
Zostawiwszy dom za sobą,
podążając morza brzegiem,
czując się ptakami świata
wyruszaliśmy do Edo.
Ciekaw jestem - pomyślałem.
- Czy dojdziemy tam przed zimą,
zanim lądy skują rzeki
i zamiecie nas owiną?
- Ciekaw jestem - pomyślałem.
- Czy dojdziemy tam przed wiosną,
zanim rzeki lądem spłyną
i powodzie nas uniosą.
Czy dojdziemy tam przed latem,
czy dojdziemy przed jesienią?
Płyną lata, a my biedni
wciąż od Edo oddaleni.
Może stanąć, może spocząć,
może nie jest mi sądzone,
bym zobaczył Święte Miasto
pod płonącym nieboskłonem
Może nigdy nie istniało
żadne inne oprócz tego,
co je w sercu zbudowałem
- najpiękniejsze miasto Edo.
OPPA
1.12.2003
Wykonanie:
Mirek Hrynkiewicz
Konrad Hrynkiewicz
Małgorzata Hrynkiewicz
4, 1973